Maja Włoszczowska nie pojedzie na igrzyska olimpijskie do Londynu. Kontuzja, jakiej kolarka doznała podczas zgrupowania we włoskim Livigno, okazała się bardzo groźna.

Do fatalnego zdarzenia doszło podczas jednego ze zjazdów. Wicemistrzynię olimpijską z 2008 r. i mistrzynię świata z 2010 r. wyniosło na jednym z zakrętów. Żeby się nie przewrócić zawodniczka zeskoczyła z roweru. Uniknęła zadrapań, ale koszmarnie skręciła nogę.

– Nie ma mowy o starcie, ani powrotu do treningów. My rozważamy, czy Maja w ogóle będzie mogła wrócić do sportu, a nie czy zrobi to za trzy tygodnie – stwierdził opiekujący się kadrą kolarską dr Krzysztof Ficek. – Zobaczyliśmy duże uszkodzenia w tkankach miękkich. Złamana jest podstawa V kości śródstopia. Taki uraz leczy się miesiącami, a nie tygodniami – dodał.

Zawodniczka, która spotkała się z dziennikarzami siedząc z nogą w gipsie na wózku inwalidzkim, powiedziała: – To wszystko chyba do mnie jeszcze nie dociera, bo czuję się dziwnie spokojnie. Może dlatego, że od trzech dni tego się spodziewałam. Płakać nie płaczę, ale wielki zawód oczywiście jest.

Polski Związek Kolarski zgłosił wcześniej dwie rezerwowe zawodniczki: trenującą w grupie z Włoszczowską, pod okiem trenera reprezentacji Marka Galińskiego, Annę Szfraniec i podopieczną byłego trenera Mai Andrzeja Piątka, aktualną mistrzynię Polski, Paulę Gorycką. Prezes związku, Edward Skarul, decyzję o wybraniu drugiej zawodniczki (nominację zdobyła wcześniej Aleksandra Dawidowicz) pozostawia Galińskiemu.

– Nie ma ludzi nie do zastąpienia – powiedziała Włoszczowska. – Jeśli chodzi o kolarstwo, ja byłam największym pewniakiem, ale wierzę w naszą mocną, fajną i zmotywowaną drużynę. W kolarstwie górskim będę trzymała kciuki za Olę, ale też za wszystkich Polaków, którzy pojadą do Londynu.

Sama nie rezygnuję ze złotego medalu. Mój chłopak powiedział mi, że za to, iż jestem taka dzielna, pozwoli mi trenować jeszcze cztery lata. A więc zamierzam wygrać w Rio de Janeiro – zakończyła Maja Włoszczowska.