Najlepsza polska biegaczka narciarska mogła przypłacić groźną kontuzją treningi w COS w Zakopanem. Przyczyniliby się do tego turyści.
W pewnym momencie, gdy Justyna Kowalczyk biegła z dużą prędkością na nartorolkach na jej drodze znalazło się dziecko. Zawodniczka ratowała się, a przy okazji malucha, gwałtownym skrętem w krzaki.
Tak całe wydarzenie opisała na blogu, na stronie www.justyna-kowalczyk.pl:
„Trochę obita, trochę niepewna, trochę zmęczona, nieźle obtarta zastanawiam się co by Wam dziś napisać.
Na wstępie błagalnie... Tych z Was, którzy są w Zakopanem, bardzo proszę: nie spacerujcie, nie jeździjcie na niczym po COS-owskiej ścieżce nartorolkowej. Ona jest dla nartorolkarzy! Jest wiele piękniejszych deptaków. Serio. A my w tych swoich dziwacznych ustrojstwach żadnych hamulców nie mamy. To nie tak jak na nartach, że się zapługuje, wejdzie ślizgiem, itd. Jedynym ratunkiem jest sus w las, czasem przy prędkości 50-60 km/h. Jak ja dziś, żeby tylko z jakimś dzieciaczkiem, spacerującym i niereagującym na głośne krzyki, się nie zderzyć. Ostatni raz spotkanie z asfaltem miałam z siedem lat temu w Raubiczach. No, ale tam jest się gdzie wywrócić. Na zakopiańskiej oślej łączce trzeba się o to naprawdę postarać... Śpieszę napomknąć, że ściółka dobrze nawilżona, mięciutka i nawet smaczna ;)
Trochę podrapana i obita z krzaków wyszłam, trochę zła, ale z ulgą. Nic się nikomu nie stało. Tym razem... A przecież są znaki zakazujące spacerów...”
Dołączamy się do apelu. Zimowe igrzyska olimpijskie w Soczi już za kilka miesięcy. Ludzie szanujcie naszą mistrzynię!
Fot. Alicja Kosman/PZN