Ujrzeć łzy szczęścia Damiana Janikowskiego – bezcenne. Polski zapaśnik zdobył w 10. dniu igrzysk w Londynie brązowy medal. Zgodnie z przewidywaniami wywalczyliśmy też podium w podnoszeniu ciężarów w kategorii 105 kg. Na podium nie stanął jednak niemal pewny faworyt do złota, Marcin Dołęga, ale Bartłomiej Bonk.
Janikowski sprawił, że cały poniedziałek aż kipiał od emocji. Polak szedł jak burza przez rywalizację w kat. 84 kg aż do półfinału. Walczył niezwykle widowiskowo wykonując akcje techniczne nie tylko podczas przymusowego parteru. Między ćwierćfinałem, a półfinałem Polak miał tylko 10 minut przerwy. Egipcjanin Gaber – rywal Janikowskiego, mistrz olimpijski z 2004 r. i były mistrz MMA – wypoczywał prawie pół godziny. Młody Polak przegrał po przymusowym parterze w dodatkowej, trzeciej rundzie.
– Po tej przegranej trochę popłakałem – przyznał potężny 23-latek tuż po zwycięskim finale. – Ale już więcej nie będę – dodał. Chwilę później, po wejściu na podium, ryczał ze szczęścia jak bóbr.
W poniedziałek walczył też drugi z polskich zapaśników (walczyć będą jeszcze Iwona Matkowska i Monika Michalik), Łukasz Banak, w kat. 120 kg. Polak przegrał walkę w ćwierćfinale, ale w związku z tym, że jego pogromca doszedł do finału, walczył jeszcze w repasażu o brąz. Tej walki też nie udało mu się wygrać.
Wieczorem czekaliśmy na kolejne medale. Niemal pewny wydawał się Marcina Dołęgi w podnoszeniu ciężarów w kat. 105 kg. Zwłaszcza, że kilka dni wcześniej dowiedzieliśmy się, że w rywalizacji nie wezmą udział dwaj Rosjanie, najgroźniejsi rywale Polaka.
Nasz mistrz świata z 2010 r. zaczął rwanie jako ostatni, od 190 kg. To ciężar, który Polak miał wcześniej dźwigać na rozgrzewkę. W zawodach Dołęga łatwo zarzucił go nad głowę, ale wstając, za bardzo pochylił się do przodu i sztanga właściwie spadła mu pod nogi. Za moment historia powtórzyła się jeszcze raz i drugi. I tak zakończyła się walka o złoto, bez zaliczonej żadnej próby. Dołęga nie dźwignął sztangi i ciężaru startu jako murowany kandydat do złota.
190 kg wyrwał natomiast Bartłomiej Bonk i to on prowadził po rwaniu. W podrzucie Polak zaliczył w drugim podejściu 220 kg. Trenerzy postanowili, aby w trzeciej próbie Polak podszedł do 226 kg – ciężaru lepszego od własnego rekordu życiowego o 2 kg. Miał już sztangę nad głową, ale zawiodły nogi. Szkoda, że Bonk nie spróbował podejść do ciężaru 2 kg lżejszego, który pewnie by zaliczył. Jak się okazało, rywale Polaka zdołali w dwuboju przeskoczyć go o 1 kilogram i o 2 kg. Ale kto to mógł wiedzieć?
– Takiej chwili nie da się opisać słowami – mówił Bonk po dekoracji. – Jechałem do Londynu myśląc o miejscu w szóstce. To najpiękniejsza w życiu niespodzianka. A ja zastanawiałem się kilka miesięcy temu, czy warto walczyć o igrzyska. Wszystko mnie bolało, nie mogłem normalnie trenować. Ale zacisnąłem zęby i znosiłem ten monotonny trening. Warto było, by przeżyć taką chwilę.
Ale poniedziałku nie można nazwać do końca udanym. Ten dzień zaczął się od przykrej porażki 1:3 siatkarzy z najsłabszymi w naszej grupie Australijczykami, a co za tym idzie, zakończenie rozgrywek w I fazie na drugim miejscu, za Bułgarią. Bez zaliczenia żadnej wysokości zakończyła udział w finale skoku o tyczce Anna Rogowska. Szkoda, bo złoty medal dała wysokość 4,75 m, a brąz – zdobyty przez Jelenę Isinbajewą – 4,70 m.
Ważny mecz, o wejście do półfinału, przegrali nasi siatkarze plażowi. Rywalami Grzegorza Fijałka i Mariusza Prudla byli jednak mistrzowie świata Cerutti i Rego z Brazylii. Polacy zagrali wspaniałe spotkanie i byli równorzędnym rywalem dla słynnej pary. Niestety, nie sprawili niespodzianki, choć mieli nieznaczną przewagę przez cały tie-break i pierwszego meczbola. Brazylijczycy wykorzystali swojego drugiego.
W konkurencji omnium, czyli wieloboju kolarskim, Malgorzata Wojtyra zajmuje po trzech konkurencjach 6. miejsce. Popisem Polki był wyścig punktowy, w którym była najaktywniejsza i wygrała go z dużą przewagą. Gorzej poszło Polce w okrążeniu ze startu lotnego (13. miejsce) i w wyścigu eliminacynym (10.).
Zgodnie z planem do finału rzutu dyskiem awansował Piotr Małachowski, ale Polak nie zaimponował formą. Zajął 7. miejsce i nie udało mu się uzyskać wymaganej odległości kwalifikacyjnej – 65 m. Planowo weszli do półfinału nasi 800-metrowcy. Nie obyło się jednak bez problemów. Marcin Lewandowski w swej serii zajął dopiero 6. lokatę, ale uznano protest Polski, bo nasz zawodnik został podcięty na ostatniej prostej. Beztroską na finiszu popisał się Adam Kszczot, który prowadził do ostatniej prostej. Kontrolował rywali biegnących z prawej strony i nie zauważył zbliżającego się szybko z lewej strony Francuza. Cudem utrzymał się na premiowanym, trzecim miejscu.
Fantastycznie rozpoczęli starty kajakarze. Wprawdzie Paweł Kuleta nie dał rady awansować do finału A konkurencji C-1 1000 m, ale to niepowodzenie zrekompensowały za moment kajakarki w K-4 500 m. Polki (Walczykiewicz, Konieczna, Naja, Mikołajczyk) nie tylko wygrały bieg półfinałowy, ale też uzyskały najlepszy wynik na świecie w tej konkurencji.
Fot. Szymon Sikora/PKOl